"Rozwodnicy" Netflixa - co jest prawdą, a co fikcją w filmowym procesie o „rozwód kościelny" - okiem prawnika
Rozwodnicy - o czym opowiada film?
"Rozwodnicy" to polska komedia, w której Magdalena Popławska i Wojciech Mecwaldowski wcielają się w parę, której życie potoczyło się nieco inaczej, niż planowali. Kiedyś, jako dwudziestolatkowie, zdecydowali się na ślub kościelny pod presją niespodziewanej ciąży. Od wielu lat nie żyją razem i postanawiają postarać się uzyskać "rozwód kościelny" – a to nie lada wyzwanie! Główną motywacją dla Jacka (Mecwaldowski) jest jego obecna narzeczona, która marzy o ślubie kościelnym i pięknej białej sukni. Jak słusznie zauważa mec. Adam Bartczak z Kancelarii Adwokatów kościelnych SALOMON ten film jest tak naprawdę o dramacie dwojga ludzi, którzy przechodzą wyboistą drogą (jak ten autobus zmierzający do stacji), od kłamstwa do prawdy, przez proces wyzwolenia się, oczyszczenia, aż do stanięcia w prawdzie. Jacek przyznaje się do swojej postawy małżeńskiej w swojej ,,mowie końcowej”. Jednak sytuacja, w której znaleźli się bohaterowie, choć pełna komicznych absurdów, wcale nie jest tak oderwana od rzeczywistości – to historia, która przydarza się wielu parom!
Czym tak naprawdę jest proces przed sądem biskupim?
Proces przed sądem biskupim, znany również jako proces o stwierdzenie nieważności małżeństwa kościelnego, to procedura w Kościele katolickim, której celem jest ustalenie, czy dane małżeństwo było ważne od momentu jego zawarcia. Chodzi o zbadanie, czy z przyczyn takich jak brak dojrzałości, brak zgody czy ukrycie ważnych faktów, sakrament mógł zostać zawarty w sposób nieważny. Ważne jest, że taki proces nie prowadzi do rozwodu w rozumieniu prawa cywilnego, ale do orzeczenia, że małżeństwo sakramentalne nigdy nie istniało w świetle prawa kościelnego. Proces opiera się na dowodach i dokumentach, a decyzje podejmowane są po wnikliwej analizie.
Czy film "Rozwodnicy" dobrze obrazuje kwestie procesu o uznanie nieważności małżeństwa kościelnego?
Film "Rozwodnicy" w reżyserii M. Chacińskiego, dostępny na Netflixie, w dużej mierze wprowadza widzów w błąd co do rzeczywistego przebiegu procesu o stwierdzenie nieważności małżeństwa kościelnego. Choć fabuła filmu wzrusza, bawi i porusza, jest pełna uproszczeń i komicznych wyolbrzymień, które zniekształcają prawdziwą procedurę. Film przedstawia sąd kościelny w sposób fantazyjny i absurdalny, kładąc nacisk na biurokrację, tajemniczość, a nawet układy, co nie ma miejsca w rzeczywistości. Choć historia relacji małżonków może być stereotypowa, nie oddaje w pełni złożoności procesu kanonicznego. Jak podkreśla mec. Bartczak: „Ukazanie procesu wydawania decyzji w procesie wskazuje na owiane tajemnicą starożytne albo co najmniej średniowieczne zjawisko. Mnich schodzący po krętych schodach do jakichś podziemi, żeby nie powiedzieć lochów, po to, aby opieczętować wyrok lakiem! Na marginesie w innym miejscu ukazane zostały obrazki palenia na stosie! Czy z tym kojarzy się Kościół? Kościół naprawdę nie jest reliktem przeszłości, ale żywym organizmem funkcjonującym w XXI wieku. I naprawdę w sądach pracują ludzie XXI wieku, są komputery, są skanery i digitalizacja akt! A wyroki zapadają w oparciu o rozwój nauk psychologicznych, socjologicznych i prawnych! I ta ostatnia scena, pozostawiona do szerokiej interpretacji: małżeństwo kanoniczne jest nierozerwalne … ale … niektórzy mogą je zawrzeć po raz kolejny! Przypadek?”.
Wniosek jest taki, że film, co do zasady, wkomponowuje się w trend ironizowania z tradycji, przyjętych i zachowanych konserwatywnych form funkcjonowania w forum kościelnym, odbiegających znacząco od dzisiejszych standardów. Nie wiemy, czy twórcy filmu byli kiedyś w sądzie kościelnym. My jako adwokaci kościelni z Kancelarii SALOMON byliśmy w kilkudziesięciu, i nigdzie nie spotkaliśmy się z klimatem rodem ze średniowiecznej Inkwizycji. Mec. Pełka podkreśla: „Jedynym powodem takiego przedstawienia kościoła przez twórców filmu, jaki jestem w stanie dostrzec, jest dla mnie chęć podkreślenia jego skostniałości, konserwatyzmu i niezmienności. Kościół, owszem - jest konserwatywny, bywa skostniały, ale poza niezmiennymi dogmatami wiary, również podlega przekształceniom, rozwija się, aktualizuje. Trzeba przy tym zaznaczyć, że konserwatyzm i mała podatność na fluktuacje kulturowe czy moralne w Kościele, jest moim zdaniem akurat jego zaletą, a nie wadą”.
Największe błędy i przekłamania pokazane w filmie
Forma procesu – Proces o stwierdzenie nieważności małżeństwa jest procesem pisemnym,
a nie ustnym. Strony co do zasady przesłuchiwane osobno. Nie ma wysłanników, księży, którzy chodzą do stron w ich miejscu pracy i odradzają apelację.
Nieodpowiednie przedstawienie sądu kościelnego – W filmie ukazano sąd kościelny jako miejsce pełne tajemniczości i absurdu, co jest dalekie od rzeczywistej formalnej i jasno zdefiniowanej procedury sądowej.
Biurokracja – Film sugeruje, że proces kanoniczny jest biurokratyczny, co jest dużym uproszczeniem. W rzeczywistości proces składa się z kilku kluczowych etapów, które są standardowe i zgodne z prawem kanonicznym.
Zamkniętość Kościoła – Scena, w której drzwi sądu kościelnego są zamknięte na klucz, sugeruje zamkniętość Kościoła na ludzi, co jest nie prawdą. Kościół nie jest instytucją zamkniętą, a procesy są prowadzone transparentnie, z poszanowaniem prywatności stron.
Układ między adwokatem a księdzem – Film sugeruje korupcję lub układy pomiędzy duchowieństwem a adwokatami, co jest niezgodne z etyką zawodową i prawem. W praktyce takie postępowanie groziłoby surowymi konsekwencjami prawnymi i etycznymi, zarówno dla adwokata, jak i dla księdza.
Przedstawienie obrońcy węzła małżeńskiego – Obrońca węzła ma zupełnie inne obowiązki, niż pokazano w filmie. Jego zadaniem jest racjonalna obrona ważności małżeństwa, a nie działanie na rzecz jakiejkolwiek strony za wszelką cenę. Jego rolą jest wskazywanie argumentów za ważnością zawartego przez strony małżeństwa. Sporządza on swoje pismo na podstawie akt sprawy. Nie spotyka się ze stronami ani pojedynczo, ani razem.
Świadkowie – W procesach o stwierdzenie nieważności małżeństwa zazwyczaj powoływanych jest kilku świadków, aby ocenić spójność i wiarygodność ich zeznań. W filmie pokazano jednego przekupionego świadka oraz innego, którego wiarygodność została zakwestionowana przez drugą stronę. Taka możliwość podważenia jego zeznań jest możliwa, ale ocena wiarygodności świadków odbywa się na etapie głosu obrończego, a nie w obecności wszystkich uczestników procesu, co w ogóle nie ma miejsca podczas takich procesów.
Proces wydawania wyroków – Film przedstawia proces wydawania wyroku jako owiany tajemnicą, z mnichami schodzącymi do podziemi, co jest anachroniczne i zupełnie niezgodne z rzeczywistością. Kim jest ta postać co lakiem pieczętuje wyrok? Nie mamy bladego pojęcia. Chyba tak samo jak autorzy filmu.
„Wyjście prawdy na jaw” – Proces kanoniczny, wbrew popularnym przekonaniom, nie ujawnia całej prawdy o życiu stron ani szczegółów, które są przedmiotem postępowania. Jego treść, w tym zeznania stron i świadków, jest ściśle chroniona. Ochrona ta przypomina zasady UODO (przepisy o ochronie danych osobowych). Na przysięgach prawdomówności i zachowania tajemnicy, zarówno strony, jak i świadkowie, zobowiązują się do dyskrecji. Problemem nie jest sam proces, ale to, że strony – a rzadziej świadkowie – czasem łamią te przysięgi, co obnaża brak wartości w ich życiu.
Absurdalność "trzeciej instancji" w Rzymie – Film pokazuje proces w Rzymie jako rozgrywany w tajemniczych lochach, co jest dalekie od rzeczywistości. Trybunał Roty Rzymskiej działa zgodnie z ustalonymi procedurami, opierając się na analizie akt, a nie na groteskowych przesłuchaniach czy wideokonferencjach. Ponadto film błędnie przedstawia, jakoby odwołanie się do Roty Rzymskiej było normą, podczas gdy w rzeczywistości procesy kończą się po dwóch zgodnych wyrokach.
Umawianie spotkań we wszystkich miastach odbywa się przez sekretariat kancelarii. Do kontaktu zaprasza Pani Sylwia Juszczyk
Gdzie działamy?
Nasza opinia o filmie i o przedstawionym procesie
Film "Rozwodnicy" nie pokazuje rzeczywistości, jest pełen licznych uproszczeń i przekłamań dotyczących procesu kanonicznego. Choć historia Małgorzaty i Jacka porusza widza i może wydawać się typowa – młodzi, zaskoczeni ciążą, zawierają małżeństwo – to przedstawiona jest zbyt stereotypowo. Sceny takie jak zastanawianie się księdza nad „niespodziewaną ciążą” są zabawne, ale odpowiedzi bohaterów są momentami niezręczne i pozostawiają niesmak.
Pod względem fabularnym, proces o stwierdzenie nieważności małżeństwa ukazany jest w sposób kompletnie oderwany od rzeczywistości – od manipulacji faktami, przez fałszywe zeznania, po groteskowe sceny z Rzymu. Najbardziej realnym wątkiem filmu jest motyw dążenia Jacka do uzyskania wyroku, aby móc zawrzeć nowe małżeństwo z narzeczoną, której zależy na ślubie kościelnym. Jego wątek zakończony expose, w którym przyznaje się do błędów, jest bardziej zgodny z rzeczywistością procesów kościelnych – to moment prawdy, który przynosi emocjonalne ukojenie, zarówno Jackowi, jak i Małgorzacie.
Jednym z cennych aspektów filmu jest pokazanie dynamiki między stronami procesu, w szczególności z perspektywy Małgorzaty. Choć film nie odzwierciedla rzeczywistości proceduralnej, pokazuje, jak proces ten może działać terapeutycznie na zaangażowane strony, pomagając im zrozumieć swoje błędy i otrzymać pewne emocjonalne zamknięcie.
Jak słusznie zauważa mec. Urszula Wasilewicz poprawne było stosowanie w filmie terminu: stwierdzenie nieważności małżeństwa – i poprawiania bohaterów, którzy mówili o rozwodzie kościelnym (poza jedną wpadką z unieważnieniem). Ale szczerze mówiąc, patrząc jak się w tym procesie zachowywali, to bohaterowie chyba naprawdę chcieli dostać rozwód kościelny.
Podsumowując, jak podkreśla mec. Michał Pełka pozostaje mieć nadzieję, że film „Rozwodnicy", rozbudzi ciekawość samą tematyką stwierdzenia nieważności małżeństwa i skłoni potencjalnych zainteresowanych do poszukiwania wiarygodnych informacji na ten temat, a nie zniechęci ich do tego. Merytorycznie bowiem, film ten pozostaje fikcją.